Aby się odnaleźć, trzeba się pogubić -> Stożek

W lutym planujemy niezbyt wymagającą, ale nową trasę na Stożek w Beskidzie Śląskim. 4-osobową ekipą jedziemy zatem do Wisły Głębce, gdzie zostawiamy samochód na rozstaju szlaków. Odtąd już tylko możemy liczyć na własne nogi ;)
Wędrówkę zaczynamy szlakiem niebieskim. Najpierw idziemy drogą, by przed imponującym wiaduktem kolejowym odbić w lewo między drzewami. Wychodzimy obok torów i ruszamy asfaltówką znowu pod górę. Szlak przez dłuższy czas prowadzi między domami, nie jest zbyt wymagający i wszyscy idą w równym tempie. Potem maszerujemy szeroką drogą przez las i po godzinnej wędrówce szlak łączy się z czerwonym. I w tym miejscu popełniamy „malutki błąd”. Zamiast iść jeszcze kawałek w górę do rozstaju, skręcamy w lewo i wkraczamy na szlak czerwony. Niestety nie w kierunku Stożka, ale Kubalonki ;) Tyle że jesteśmy nieświadomi i orientujemy się o pomyłce dopiero po 30 minutach. Za bardzo szliśmy w dół, a GPS potwierdził moje złe przeczucia. No cóż...nie pozostaje nam nic innego jak zawrócić i dotrzeć z powrotem do skrzyżowania szlaków. Po 40 minutach jesteśmy znowu na Przełęczy Łączecko i robimy krótka przerwę, gdyż burczy mi w brzuchu - trochę już przeszliśmy. Po śniadaniu wkraczamy już na poprawny szlak wiodący przez Kiczory. Droga początkowa płaska, potem prowadzi ostrzej pod górę. Tym trudniej jest ją pokonać, ponieważ na szlaku zalega lód. Trzeba się trochę nakombinować. Po niecałej godzinie docieramy na Kiczory i odpoczywamy chwilę w promieniach słońca. Jak na luty, to pogoda wręcz nas rozpieszcza.
Spod słupka granicznego doskonale widać w oddali schronisko na Stożku, więc wiemy ile jeszcze czeka nas drogi.



Ruszamy dalej lasem i po 10 minutach docieramy pod zespół skałek. Wspinamy się na tyle ile możemy, robię parę zdjęć, a miłość jest wśród nas :D



W dalszej części szlak prowadzi grzbietem, aż pod samo schronisko. Wygłodniali wchodzimy do środka i szukamy wolnego miejsca. Może trochę okrężną drogą, ale trafiamy do celu. Przynajmniej nie jest nudno, chociaż mam małe wyrzuty sumienia ;)



W schronisku odpoczywamy niezbyt długo, bo chłopaki już mają plany na popołudnie. Trzeba więc się sprężać. Schodzić będziemy zielonym, przyjemnym szlakiem do Wisły, który jest jednym z moich ulubionych. Gdy tylko mijamy schronisko naszym oczom ukazuje się szlak… a raczej lodowisko na całej jego szerokości. Najgorsze jest to, że jedynym obejściem jest przeciskanie się przez krzaczory. 15 minut zajmuje nam walka z roślinnością i ominięcie oblodzonego miejsca. Ehh... Potem już na szlaku nie widać grama śniegu i lodu. Możemy bezpiecznie schodzić do samochodu i narzucić standardowe tempo.
Po 30 minutach marszu wsiadamy do samochodu i wracamy do Bielska. Dzień był "Happy", a ja tym bardziej jestem szczęśliwa, bo obok mam Ciebie <3

A.N.

23.02.2014




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz