Jazda figurowa na lodzie, czyli zimowa pętla z Kamesznicy na Baranią Górę

Na Baraniej w Beskidzie Śląskim to mnie dawno nie było. Ostatni raz w zasadzie niecały rok temu, więc oczywiste, że zaczęło mnie ciągnąć w tamte strony. W dodatku zmienił się zarządca schroniska, więc chcemy na żywo zobaczyć zmiany na Przysłopie. A nóż spodoba nam się to obskurne schronisko rodem z PRL-u…
Jak co roku 6 stycznia przypada wolne, więc o 7:00 jedziemy w kierunku Kamesznicy. Już po 40 minutach lądujemy na czarnym szlaku i przy delikatnym wietrze żwawo maszerujemy.


Zaczynamy…
Asfalt już biały :)
Parę dni temu posypało, więc aura jest całkiem fajna. W końcu liczymy na zimę w Beskidach, bo nawet w Tatrach jej nie posmakowaliśmy. Po godzinie marszu miedzy domami, wchodzimy na dobre w piętro lasu i zaczynamy podejście. Wraz z wysokością za nami pojawiają się widoki na Beskid Żywiecki. 

Mroczny Beskid Żywiecki
Ścieżka wciąż jest szeroka i prowadzi umiarkowanie pod górę. Mijamy ostrzeżenie o możliwości spotkania niedźwiedzia i spokojnym tempem podążamy dalej. Wychodzimy z piętra lasu, więc teren jest zdecydowanie odsłonięty, ale już wkrótce znikamy w chmurach. Ja jednak mam jakieś przeczucie, że to tylko stan przejściowy. Oczywiście im znajdujemy się wyżej, tym otoczenie jest bardziej zimowe.

Szlak czarny z widokiem na Beskid Żywiecki
Ostatnie przebłyski słońca
Spokojnie i w dobrych humorach, że jesteśmy coraz bliżej celu, skręcamy ostro w lewo. Stawiam kolejny krok na białym puchu, aż nagle noga sama odjeżdża do tyłu. WTF?! Patrzę i oczom nie wierzę... Pod świeżą warstwą śniegu, znajduje się gruba pokrywa lodu, a iść się po tym nie da… Dobija mnie fakt, że wczoraj wieczorem rozmawialiśmy o zabraniu ze sobą raków, ale oboje stwierdziliśmy, że w Beskidach to się nie przydadzą. No to teraz mamy nauczkę. Plecak pusty, raków brak, a pod nogami lodowisko.

Pod śniegiem czai się zło…
Walka z lodem zajmuje nam jakieś 35 minut na odcinku 1,5km, a każde z nas przypłaca to pierwszą glebą tej zimy. Kije okazują się nieocenione, ale mimo wszystko nie ratują nas od upadków. Lekko poobijani wchodzimy w końcu na nieoblodzoną prostkę. Ku pokrzepieniu serc moim oczom ukazuje się wieża widokowa.

Zima :D
Kraina lodu
Już widać nasz cel
Wchodzimy na trójkolorowy szlak i wtem cała złość przechodzi. Przed nami do pokonania pozostają ostatnie metry do szczytu, a ciemne chmury zostają przewiane. Fakt, wiatr nie należy do najprzyjemniejszych, ale to właśnie dzięki niemu odsłania się dobry kawałek gór, dobry kawałek Tatr :D

Tatry po raz pierwszy :)
Ostatnia prostka grzbietem
Po 5 minutach znajdujemy się na Baraniej Górze. Ponownie udaje nam się przebywać na szczycie tylko we dwoje. No sumie to we troje… (my i wieża). Warunki zmieniają się z minuty na minutę. Szczyt pogrąża się w chmurach, więc korzystamy z okazji, by napić się herbaty i coś przekąsić, gdyż droga na szczyt zajęła nam aż 2h 50min. Sakramencko wieje, ale jakoś dajemy sobie radę. 

Wieża na szczycie Baraniej Góry
I po widokach…
Wcale nie jesteśmy zaskoczeni, gdy po chwili widoki ponownie się odsłaniają. Zadowoleni z siebie, wchodzimy na wieżę. Z każdym kolejnym stopniem, wieje coraz bardziej, a na samej górze jest wręcz lodowato. No ale za to widoki… Łaaał :D Coś mamy szczęście do tej Baraniej, a panorama 360° jest zacna. Enjoy! 

Przejaśnia się :)
Ostatnie stopnie...
W stronę Skrzycznego i Malinowskiej
Skrzyczne się odsłania
Beskid Śląski z górującą Czantorią
Beskid Śląsko-Morawski
Po drugiej stronie mroczno – Beskid Żywiecki i Tatry
Spojrzenie na Babią Górę i Pilsko
Podziwianie widoków
Biało i zimowo
Zbliżenie na Tatry
Małą Fatrę też widać :)
Surowo
Z każdej strony pouczająca panoramka
I ja :D
Solidnie nas wywiało tam na górze, więc po obfotografowaniu wszystkiego, czym prędzej schodzimy z wieży i ruszamy w drogę powrotną, a raczej w kierunku schroniska. Zobaczymy co nas tam czeka. Nim jednak przyjemności, pierw trzeba tam bezpiecznie dotrzeć. Przed nami godzinne zejście i nieznany warun.

U stóp wieży
Początek zapowiada się całkiem nieźle. Idziemy spokojnie i w dobrych humorach. Miejscami jest ślisko, ale do ogarnięcia. Z czasem droga biegnie bardziej w dół, co wpływa na wzrost temperatury, ale również zaczynają się „klocki”. Szlak na całej swojej szerokości jest wręcz zalany lodem. W większości miejsc można obejść bokiem, ale zdarzają się i takie odcinki gdzie trzeba nim podążać. Po raz kolejny nie mogę przeboleć braku raków...

Lodowisko
Trasa jest umiarkowanie widokowa i tylko czasem między drzewami dostrzegamy coś godnego uwagi. Robi się słonecznie, wiatr ustaje, a my po godzinie docieramy do schroniska, czyli na Przysłop pod Baranią Górą. 

W oddali Ochodzita
Rozpogadza się nad Tatrami
Schronisko Przysłop
Już na pierwszy rzut oka widzimy zmiany. Została wymieniona stolarka okienna oraz balkony. Zaciekawieni wchodzimy do środka i jest jakoś tak przytulniej. Pachnie domowym ciastem, a zarządcy są przyjaźnie nastawieni. Gospodyni opowiada o kolejnych planach, a my wiemy, że na pewno tu wrócimy. Tymczasem odpoczywamy po wędrówce i sprawdzamy na mapie jakimi szlakami będziemy schodzić. Po około 45 minutach leniuchowania rozpoczynamy drogę powrotną. Szukamy koloru niebieskiego i zgodnie ze znakami podążamy za schronisko. Na pożegnanie łasi się do nas futrzak :) 

Kitku
Szlak niebieski rozpoczyna się wąską ścieżką, przy czym później idziemy szeroką drogą. Trzeba uważać, bo miejscami znowu pod śniegiem czai się lód, ale finalnie do rozstaju Pod Karolówką docieramy po 35 minutach. Odcinek trochę widokowy, trochę zalesiony, całkiem przyjemny. 

Pod Karolówką
Skręcamy w lewo i zmieniamy znaki na żółte, za którymi dotrzemy do Kamesznicy. Szlakowskaz zapowiada 50 minut, więc nie tracąc czasu idziemy dalej. Szeroka ścieżka nie zapowiada żadnych niespodzianek póki nagle nie leżę… Miłe to nie było, a w dodatku piszczel boli :( Dalej idę już nieco ostrożniej, a do Kamesznicy dochodzimy dopiero po godzinie. Lekko nie było, bo Bartek zalicza jeszcze dwa niekontrolowane ślizgi zakończone kontaktem cielesnym z lodem…

I jak się tu nie wypie***…
By domknąć pętlę czeka nas jeszcze 45 minut marszu asfaltem przez wieś. Jak to już się utarło droga się dłuży, a przy samochodzie wybija 23 kilometr. Niemniej jednak trasa należała do ciekawych i pełnych wrażeń (lodowych). Aura była sprzyjająca i dostaliśmy nauczkę, że w Beskidy też warto nosić raki. To kto się wybiera moimi śladami? :)

A.N.

06.01.2016



1 komentarz: