Pętla z Bystrej przez Beskid Śląski - Szyndzielnia, Klimczok, Magura

„Moje góry” – tak mogłabym nazwać Klimczok i Szyndzielnię ze względu na ich bliskie położenie mojego miejsca zamieszkania. Jako że moje, częstokroć odwiedzane i są swoistą alternatywą na niepogodę. Czemu? Bo jak ma być brzydko, a ciągnie w góry, to daleko szkoda jechać, a blisko to nie szkoda… Taka filozofia ;) I tym oto sposobem prawie nigdy tam nie trafiłam na ekscytujący widok. Mam na myśli oczywiście Tatry, które dane mi było widzieć z Klimczoka tylko raz i to zupełnym przypadkiem. Bo tak to albo upał, albo śnieżyca albo najzwyklejszy brak widoczności:
Dlatego w sobotę dla odmiany postanawiamy przy korzystnej pogodzie zdobyć bagatela 3 szczyty: Szyndzielnię, Klimczok i jako wisienkę na torcie Magurę. Klasycznie na szlak ruszamy o godzinie 8:00, a startujemy z Bystrej koło Bielska, idąc zgodnie z zielonymi znakami. Od samego początku obserwujemy z dołu nasz pierwszy cel – schronisko PTTK na Szyndzielni, a będziemy je osiągać od Przełęczy Kołowrót. Pierwszy odcinek maszerujemy drogą i dopiero po 25 minutach wchodzimy na bardziej górską ścieżkę. 

Pierwsze szlakowskazy
Na początku szlak jest błotnisty i rozjeżdżony przez leśników. Nie idzie się nazbyt przyjemnie, a z każdym krokiem droga prowadzi bardziej pod górę. Na domiar narzekania prognoza na dziś wyraźnie wskazywała zimny, przenikliwy wiatr to się naubierałam rzecz jasna. Po wietrze jednak śladu nie ma, jest ciepło wręcz duszno, a ja cisnę do góry w spodniach z polarem, wysokich skarpetach i kurtce puchowej. Chyba mnie pogrzało!!! Po 30 minutach chociaż podłoże staje się bardziej przystępne i wokół robi się zdecydowanie bardziej biało. 

Szlak zielony w kierunku Kołowrotu
Z każdą kolejną minutą umieram z ciepła i dosłownie się rozpuszczam. Na przekór jednak nie mam ochoty się zatrzymywać, tylko za każdym kolejnym zakrętem wyglądam przełęczy, żeby tam się przebrać. I na szczęście po kwadransie osiągamy wysokość 770m i stajemy na Kołowrocie. Czym prędzej ściągam puchówkę i zarzucam membranówkę. Połowiczna ulga ;) Spoglądamy na żółty szlak, który zapowiada optymistyczne 30 minut do celu. 

Przełęcz Kołowrót
I mała ja ;)
Zapowiadane 30 minut okazuje się tym razem dokładnym czasem pokonania odcinka do schroniska. Szlak spokojnie trawersuje zbocze góry i nie jest wymagający. Czasem tylko wędrówkę utrudnia lód pod śniegiem, ale to raczej sporadyczne przypadki. Stajemy na widokówce przed schroniskiem i patrzymy w dal. Niebo wciąż jest zachmurzone, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się, widzimy Tatry. Jednak największą uwagę przyciąga Baba :D 

Widok z Szyndzielni
Wchodzimy do schroniska na krótki odpoczynek, gdzie niezwłocznie przebieram skarpetki na niższe i wreszcie czuje się komfortowo. Zjadam z apetytem dwie buły, popijam ciepłą herbatą i zastanawiam się, czy słońce wyjdzie w południe, czy nie wyjdzie ;)
Po około 30 minutach przerwy ruszamy w kierunku Klimczoka. Z Szyndzielnią dziś żegnamy się na dobre. 


Schronisko od drugiej strony
Po chwili mijamy szczyt i szeroka ścieżką po równym terenie podążamy w pierwszych promieniach słońca. Tu pogoda nie zawiodła. Szlak czerwony prowadzi grzbietem, więc jest dosyć widokowy. Po lewej cały czas towarzyszy nam Babia, natomiast po prawej nieśmiało wyłania się Błatnia, Palenica i Jaworze. 

Szczyt Palenica, a w dole Zapora w Wapienicy
Błatnia pod pierzynką
Niebawem docieramy do rozwidlenia szlaków i podążamy cały czas prosto. Ku naszemu zdziwieniu większość piechurów odbija w lewo, pomijając tym samym szczyt. A szkoda, bo widok z Klimczoka ma swój urok. Śnieg pod stopami jest dość mokry, a przy podejściu ucieka spod nóg, odsłaniając złowieszcze połacie lodu. Wszystko wokół topnieje, a my nieraz dostajemy wodą po głowie. 

Autostrada na szczyt
Po upływie 30 minut docieramy na szczyt w palącym słońcu. Jest niesamowicie ciepło, a w oczy razi blask odbijający się od śniegu. Spoglądamy na przeciwległą Magurę, na Babkę, Pilsko i rozdzielające je Tatry. Jest nieziemsko. Zimowy krajobraz przetrwał próbę na szczycie Klimczoka.

Schronisko Klimczok na zboczach Magury, również pod pierzynką
Wiatr rozwiewa chmury i wyłaniają się Tatry
Już po chwili lepiej widoczne
Zauważamy na Klimczoku jedną nowość, która całkiem nieźle się prezentuje. Została postawiona nowa flaga z tabliczką szczytową, na ruchomym maszcie. Podobają mi się takie inicjatywy w górach.

Flaga Polski na szczycie
Z bliska
Na chwilę przysiadamy na ławce i korzystamy ze sprzyjających warunków oraz samotności na szczycie. Gdy nadchodzi właściwa pora szykujemy się do zejścia. Schodząc lewą stroną zbocza, obserwujemy morze chmur po prawej oraz odsłaniające się na chwilę Skrzyczne. 

Skrzyczne
Po 5 minutach znajdujemy się na siodełku i zmierzamy w kierunku schroniska. Planujemy krótką przerwę, po czym ruszymy niby w drogę powrotną, a tak naprawdę w pogoni za widokami. 

Szczyt Klimczoka widoczny z Siodełka
Schronisko Klimczok
Tłoczne schronisko opuszczamy po kwadransie i kontynuujemy wędrówkę szlakiem czerwonym. Zmierzamy w kierunku szczytu Magury, na której byłam zaledwie raz, a Bartek dziś będzie po raz pierwszy. Ja zapamiętałam to miejsce niesamowicie widokowo i mam nadzieję, że pamięć mnie nie myli. 

Ostatnie spojrzenie na szczyt i schronisko
Stacja GOPR
Po niespełna 10 minutach wychodzimy na grzbiet sławetnej Magury, skąd od razu możemy podziwiać krajobraz: po lewej Szyndzielnię, Beskid Mały, a w dole miejscowości aż do jeziora Goczałkowickiego, natomiast po prawej Skrzyczne, Beskid Żywiecki, Tatry oraz Żywiecczyznę. Cud miód malina, a z każdym krokiem jest coraz lepiej. Uwielbiam to miejsce <3 

Szyndzielnia
Bielsko-Biała i inne aglomeracje
Skrzyczne
Beskid Żywiecki + Tatry w pakiecie
Beskid Mały
W promieniach słońca i dobrych humorach, snujemy plany na letnią wędrówkę na Magurę. Po chwili wracamy jednak do rzeczywistości, bo pod śniegiem czai się sporo lodu, więc trzeba uważać. Jednak raki wciąż pozostają w plecaku. Po długiej wędrówce grzbietem zaczynamy w końcu tracić wysokość, nie tracąc przy tym widoków. Żyć nie umierać! 

Sielanka
Żywiecczyzna z Jeziorem i Beskidem Żywieckim
Po 25 minutach docieramy do rozstaju szlaków. My skręcamy w lewo i kontynuujemy wędrówkę wciąż czerwonymi znakami. Po chwili nieopodal szlaku dostrzegamy ruiny dawnego kąpieliska, a zarazem schroniska pod Magurą, które spłonęło w 1945r w wyniku ostrzału. Taka ciekawostka w górach. 

Ruiny
Żwawym krokiem, wciąż pośród widoków początkowo trawersujemy, by potem coraz ostrzej schodzić . Niestety wchodzimy w piętro, gdzie nie ma już śniegu i marsz nie jest tak przyjemny jak w zimie. Po 40 minutach mijamy leśną kapliczkę „Lanckorona” i dalej wąską ścieżką zmierzamy w dół. Pętlę domykamy po 4,5h w drodze i 15 km na liczniku. Warunki nam dzisiaj sprzyjały, a najważniejsze, że pojawił się plan na letnią powtórkę. Ale jeszcze nie odliczam do lata, wciąż czekam na zimę…

A.N.

06.02.2016



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz