Najwyższe bieszczadzkie szczyty - Tarnica, Halicz, Rozsypaniec


4:45 dzwoni budzik. Otwieram oczy i szybko podbiegam do okna, by zobaczyć jak bezchmurne niebo powoli jaśnieje. Zapowiada się słoneczny dzień. Około 6:00 jedziemy w kierunku Wołosatego, bo właśnie stamtąd mamy zamiar zdobyć Tarnicę, będącą najwyższym szczytem Bieszczad. Wiadomo, że na samej Tarnicy się nie skończy.

Droga 897 o poranku
Na parkingu w Wołosatem meldujemy się o 6:30, zarzucamy plecaki na ramiona i ruszamy na szlak. Poranek jest rześki, a tlen przyjemnie kłuje w płuca. Uwielbiam te momenty, kiedy chłonę przyrodę wszystkimi zmysłami, każdą ciarką na ciele, każdym dotykiem chłodnego powietrza. Odnajdujemy niebieskie znaki i po krótkim odcinku drogi jezdnej znajdujemy się przy wejściu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Uiszczamy opłatę w wysokości 7zł i wchodzimy na szlak, który szeroką ścieżką prowadzi przez polanę o nazwie Horb Kołaniat. Obserwujemy wyraziste grzbiety oraz skąpany we mgle i porannym słońcu krajobraz. Pomimo, że jest sierpień, czuć już chodne powietrze. Dobrze wiem, że powoli zbliża się jesień i ta jej romantyczna nostalgia. 

Droga ku bieszczadzkim mgłom
Polany we mgłach skąpane
Pogoda marzenie – z widokiem na Kiczerę i Beskid Wołosacki
Po 20 minutach wchodzimy do lasu, a szlak nabiera intensywności. W zasadzie jest umiarkowany z elementami bardziej wymagającymi, oczywiście tylko kondycyjnie. Czeka nas kilka ostrzejszych podejść, ale zaraz potem ścieżka prowadzi wręcz po równym terenie, dzięki czemu nie odczuwamy zmęczenia. Wokół nie ma żywej duszy, zewsząd otacza nas bukowo-olchowy las, a podłoże jest miękkie i wygodne. Wczuwamy się w klimat bieszczadzkiej głuszy. Warto było wyjść na szlak tak wcześnie. 

Las
Po kolejnych 30 minutach mijamy wiatę do odpoczynku, którego w tej chwili nie potrzebujemy. Niebawem zaczynają się schody i to wcale nie w przenośni. Idziemy po drewniano-kamiennych stopniach, które wyprowadzają wędrowców na otwartą przestrzeń. Wciąż króluje poranny krajobraz - wyrazisty, kontrastowy i nieskazitelny. Szlak po chwili ponownie ucieka do lasu, ale po niespełna kilometrze na dobre opuszczamy piętro drzew. Znajdujemy się obecnie na południowo-zachodnich stokach Tarnicy, skąd doskonale widać wierzchołek wraz z krzyżem oraz panoramę na Szeroki Wierch. Ostatni odcinek nie tyle na szczyt, co do Siodła pod szczytem, również ułożony jest z drewnianych stopni. Dalsza wędrówka nie tylko jest łatwa i przyjemna, ale również mega widokowa. Z każdym pokonanym stopniem odsłania się coraz więcej szczytów, przełączek i grzbietów, a ja jak zahipnotyzowana patrzę na Szeroki Wierch. 

Schody do nieba
Cudowny widok na Słowację – Studnica, Holica, Mała Holica i Kraszyn
Po schodach z widokiem na górską granicę
Zielone kopy Szerokiego Wierchu
Równym krokiem i miarowym tempem docieramy na Siodło. Tam spotykamy pierwszych tego dnia wędrowców, wymieniamy uśmiechy, robimy zdjęcia, po czym ruszamy w kierunku szczytu. Co prawda na przełączce odsłoniła się panorama na drugą stronę grzbietu, ale dokładniej przyglądnę się jej z wierzchołka. Ostatni odcinek na szczyt jest banalny. Zmieniamy znaki na żółte, a szlak spokojnie trawersuje zbocze Tarnicy. Delikatnie zaczyna powiewać wiatr, ścieżka wiedzie kamiennym duktem i za moment wyłania się krzyż. Jeszcze tylko kilka kroków i stajemy na najwyższym szczycie Bieszczad - Tarnica zdobyta.

Tamtędy na Szeroki Wierch
Tędy na Tarnicę
Już niedaleko
Stoję na tym wierzchołku i spokojnie, głęboko oddycham. Rozglądam się w ciszy wokół siebie i podziwiam wszystkie okoliczne szczyty. Nie znam ich nazw, poznaje zaledwie kilka, ale jestem zahipnotyzowana. Niesamowita widoczność pozwala zobaczyć nam Pikuj, jak również w oddali Gorgany. Stoję niczym ta Alicja w krainie czarów, miedzy błękitem nieba, a bezkresem górskich grzbietów. I znowu przenika mnie ta bieszczadzka cisza, pozwalająca usłyszeć własne myśli, oddech i bicie serca…

Tarnica - 1346m n.p.m.
Szeroki Wierch i Połonina Caryńska
Beskid Wołosacki, Kańczowa i Stińska
Na pierwszym planie Czeremcha i Wołkowe Berdo; dalej Jawornik i Hołań
Charakterystyczna Studnica, Holica, Mała Holica, Kraszyn i Rohatec
Werhowina Bystra, Pliszka i Wieża, dalej Hrebień, Ostra Hora, Januszka, Syhlowaty i Połonina Równa
Rozsypaniec, Przełęcz Bukowska, Kińczyk Bukowski, Stińska
Halicz
Krzemień i Kopa Bukowska
Po przyjemnej przerwie ruszamy w dalszą drogę. Następnym celem na dzisiejszej trasie jest Halicz, więc najpierw wracamy żółtym szlakiem do Siodła, gdzie następnie skręcamy w prawo wariantem czerwonym. Na początek czeka nas zejście schodami do Przełęczy Goprowskiej. Dzień jest ciepły i piękny, a ścieżka w dół niewymagająca. Dzięki temu możemy skoncentrować się na widoku zielonych zboczy Krzemienia oraz wszechobecnych połonin. Cały czas podążając w dół, mijamy altankę po lewej stronie i po kilku minutach znajdujemy się na przełęczy o dźwięcznej nazwie Goprowska. Wzięła ona swoją nazwę od dyżurki GOPR, działającej tu w sezonie letnim, a co ciekawe owa dyżurka mieściła się w namiocie. Z racji coraz wyższej temperatury uzupełniamy płyny i lecimy dalej.

Przełęcz Goprowska i Krzemień
Przełęcz Goprowska 1160m n.p.m.
Na przełęczy skręcamy w prawo i kontynuujemy wędrówkę wciąż czerwonym szlakiem. Obecnie ścieżka trawersuje zbocza Krzemienia, wznosząc się przy tym umiarkowanie w górę. Jeszcze kilka lat temu szlak przebiegał jego grzbietem, jednak ze względu na ochronę przyrody oraz rumowisk został zmieniony. Kondycyjnie w zasadzie nie odczuwamy podejścia, jednak południowy stok daje popalić. Słońce z każdą minutą grzeje coraz bardziej, a wiatr jest praktycznie nieodczuwalny. Jest jednak coś co zdecydowanie odciąga moją uwagę – widoki, i to na nich skupiam cała moją uwagę.

Tarnica, Tarniczka i Przełęcz Goprowska
Kilka metrów wyżej inna perspektywa
Wysokie piętro lasu i Tarnica
Karpaty Ukraińskie
Rozsypaniec
Po 30 minutach trawersu szlak wspina się ponownie na grzbiet i delikatnie zakręca. Wyłania się przed nami nowa panorama, którą skutecznie zasłaniał Krzemień. Teraz Halicz jest już doskonale widoczny, ale najpierw idziemy w kierunku Kopy Bukowskiej. Ścieżka omija jednak wierzchołek, a my posłusznie zmierzamy na trzeci co do wysokości szczyt w polskich Bieszczadach. Wciąż wąską ścieżką, wciąż w palącym słońcu, wciąż w znakomitych humorach idziemy w kierunku Halicza. Spoglądam za siebie na zdobytą Tarnicę, na Krzemień i Kopę, i poniekąd czuję jakbym była w Tatrach Zachodnich. Pasmo Tarnicy zdecydowanie skradło moje serce. Właśnie te zielone kopy delikatnie falujące na wietrze, miękka ziemia pod stopami i w końcu ta bieszczadzka cisza. Jest sierpień, jest sezon, jesteśmy sami na szlaku 💚

Za zakrętem
Kolejno od lewej: Tarnica, Krzemień i Kopa Bukowska
Po upływie około 30 minut do pokonania pozostaje ostatni odcinek na szczyt. Podejście nie jest wymagające, a ścieżka niezmiennie wygodna. Niebawem stajemy na wysokości 1333m n.p.m., skąd roztacza się widok niegorszy niż z Tarnicy. Na północy widać Dolinę Górnego Sanu i niskie pasma po stronie ukraińskiej. Rzekomo w pogodną noc ze szczytu można dostrzec nawet światła Lwowa, ale nikt oficjalnie tej informacji nie potwierdza, skoro BdPN nie zezwala na przebywanie w nocy na szlakach 😉 Siadamy na jednej z ławek i delektujemy się po raz kolejny samotnością na szczycie. 

Na szczycie Halicza
Szlak w kierunku Rozsypańca – Pliszka, Bercze, Połonina Równa, Holica i Mała Holica
Pasmo graniczne
Masyw Tarnicy
Krzemień, Bukowe Berdo i Kopa Bukowska, w oddali po lewej Połonina Wetlińska i Caryńska
Grzbiet Wołowego
Zbliżenie na Rozsypaniec
Niebawem ruszamy się ku dalszej przygodzie. Na ostatni szczyt - Rozsypaniec, tabliczki przewidują zaledwie 30 minut marszu. Gdy tylko wychylamy nosy tuż za wierzchołek Halicza, dostrzegamy na szlaku kilkadziesiąt osób. Okazuje się, że turyści dopiero teraz pojawiają się na trasie, bo i taka turystyczna pora. Żwawym tempem tracimy wysokość, by po chwili ponownie ją zdobywać, tyle że już nie tak intensywnie. Po 25 minutach stajemy na Rozsypańcu i podziwiamy kolejne piękne widoki.

Z podejścia na Rozsypaniec 
Wierzchołek – widok w kierunku Pikuja
"Zielony" szlak na Halicz
Bez dłuższego postoju podążamy dalej. Ścieżka stopniowo się zwęża i prowadzi w dół między wysokimi trawami. Turyści coraz liczniej oblegają szlak, a my po 20 minutach docieramy do wiaty na Przełęczy Bukowskiej. Na moment zbaczamy ze szlaku czerwonego i idziemy w kierunku właściwej przełęczy, ponieważ tabliczka postawiona jest nieco wcześniej, a dosłownie kilkanaście metrów dalej znajduje się punkt widokowy. Szeroka, bita droga po chwili doprowadza do Przełęczy Bukowskiej i pachołków granicznych, a widok na miejscu jest piękny 😍

Przełęcz Bukowska
Na granicy
Niebawem wracamy do rozstaju szlaków i wiaty, a ruch turystyczny jest ogromny. Właściwie jestem zaskoczona, że piechurzy obierają odwrotny kierunek do naszego i Tarnicę zostawiają na koniec. Ostatecznie przekonuje się, że trasa była zaplanowana przez nas właściwie, kiedy wchodzimy na ostatni fragment czerwonego szlaku do Wołosatego. Okazuje się on być bitą, szeroką drogą, miejscami nawet asfaltową, co sprawia, że jest monotonnym i nudnym odcinkiem przewidzianym na 1h 50min. 

Ostatni odcinek do Wołosatego
Prawie koniec
Po upływie 1h 20minut wreszcie wychodzimy na otwarty teren, a droga chyli się ku końcowi. Przeczuwamy to nie tylko po dziurawym asfalcie zwiastującym bliskość cywilizacji, ale również po ostatnich tabliczkach na tej trasie. Po prawej towarzyszy nam widok zdobytej kilka godzin temu Tarnicy, a na lewo odbija droga na Przełęcz Beskid. Oczywiście nie wolno nią się poruszać ani pieszo ani samochodom, bo prowadzi wprost na granicę polsko-ukraińską. W okresie powojennym były nawet pomysły, by przywrócić tu przejście graniczne (jedyne z ukraińskim Zakarpaciem), ale kiedy tereny te weszły do BdPN nie ma mowy o jakimkolwiek ruchu drogowym. Niebawem wita nas tablica „Wołosate”, a do samochodu pozostaje zaledwie 20 minut. Obecnie Wołosate to tylko kilka domów pracowników parku, natomiast w XIXw. było jedną z najliczniejszych wsi regionu. Ostatnie kilometry w upale upływają nadzwyczaj powoli i marząc o odpoczynku, docieramy na parking. 

Z widokiem na Tarnicę
Z wierzbówką
Dzisiaj wreszcie mieliśmy sposobność zobaczyć Bieszczady w ich prawdziwej odsłonie: zielonych traw, gęstych lasów i błękitu nieba. Znaleźliśmy się w świecie pełnym kontrastów, w świecie zasłyszanym tylko w książkach. Bieszczady okazują się unikalnym miejscem, mającym w sobie coś nie do podrobienia. Więc nie gniewajcie się, że nie znajdę słów, by ładnie podsumować ten dzisiejszy dzień. Zamknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić szum traw, widok ciszy, smak wolności, dotyk pustki i zapach wiatru…


A.N.

03.09.2016



4 komentarze:

  1. Pogoda cudownie dopisała. <3 Robiliśy identyczną pętlę w zeszłym roku w listopadzie. Również było cudownie słonecznie, jeszcze jesień było widać, ale co nas przepizgał wiatr to nasze. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę tam koniecznie zawitać jesienią i żaden wiatr mi niestraszny :P

      Usuń
  2. Znalazłem jeden powód, dlaczego ludzie mogą chcieć iść petlę w "lewą stronę", czyli Wołosate - drogą - Przełęcz - Halicz - Tarnica. Oszczędza się 1 zł na bilecie za wstęp na szlak. idąc najpierw na Tarnicę płaci się 7 zł, zaś na Rozsypaniec tylko 6zł :)

    OdpowiedzUsuń