Rakuska Czuba - dwa oblicza


Veľká Svišťovka, nazywana po polsku Rakuską Czubą, to taki niewybitny szczyt oddzielający Dolinę Kieżmarską od Doliny Huncowskiej. Szczyt niby niewybitny, ale wyrósł na wysokość 2000 metrów i nawet nań idąc, można dotknąć łańcucha. Postanawiam sprawdzić, jak wygląda to wszystko w praktyce - czy ładnie, czy łatwo, czy warto?
Wędrówkę rozpoczynamy o 6:14 w Tatrzańskiej Łomnicy, obserwując wschodzące słońce na graniach Tatr Wysokich. Zapowiada się dobry dzień.


Łomnica, Grań Wideł, Kieżmarski i Huncowski Szczyt w świetle wschodzącego słońca
Na początek czeka nas wędrówka szlakiem żółtym, czyli takim odpowiednikiem Drogi pod Reglami. Ścieżka na całej swojej długości jest pusta, do tego wygodna i widokowa. Najpierw prowadzi wśród traw i brzózek, potem obok hotelu Hutnik, aż w końcu po 12 minutach doprowadza do rozstaju „pri tenise”. 

Wygodna ścieżka
Przy hotelu Hutnik
Szlakowskaz do kolejnego rozstaju zapowiada 50 minut, więc bez zastanowienia ruszamy w dalszą drogę, zmieniając znaki na niebieskie. Wędrujemy ścieżką z widokiem na Łomnicę, a niebawem pojawia się również cel - Rakuska Czuba, która wygląda strasznie karłowato w towarzystwie innych tatrzańskich kolosów. Pogoda dopisuje, jest coraz cieplej, a podejście wciąż kompletnie niewymagające. Po 35 minutach znajdujemy się już na doskonale znanym żółtym szlaku, który biegnie wprost do Chaty pri Zelenom Plese. 

Niebieski szlak z widokiem
Wygodnie
Po Dolinie Kieżmarskiej dokładnie wiem, czego się spodziewać i praktycznie znam jej każdy zakręt. Wędruję, obserwując powoli wkradającą się w Tatry jesień, a 500 metrów przewyższenia pokonuję w 2 godziny, co odpowiednio przekłada się na 9,5 kilometra. 

Jatki obserwowane ze szlaku
Jarzębiny
Kolosy
Przy schronisku robimy przerwę śniadaniową i choć jest tu znacznie chłodniej, to pogoda wciąż jest dobra. Lubię przebywać w tym miejscu, chata ma świetne położenie, a staw w otoczeniu kolosów tworzy wręcz surrealistyczny krajobraz. Szczególne wrażenie każdorazowo robi na mnie Jastrzębia Turnia, ale Mały Kieżmarski czy Durny Szczyt prezentują się równie dumnie. Ta szczelnie zamknięta przestrzeń jest pełna magii.

Schronisko i kolosy
Otoczenie stawu
Staw oraz Durny Szczyt i Mały Durny Szczyt
Ze schroniska na szczyt Rakuskiej Czuby czeka mnie 1,5-godzinna wędrówka czerwonym szlakiem. Trasa jest polecana dla początkujących tatrzańskich wędrowców, chociaż spotkamy na niej również łańcuchy. Ale spokojnie, nic strasznego. Najpierw podążamy wschodnim brzegiem Zielonego Stawu, a potem ścieżką wśród kosówki zdobywamy kolejne metry. Szlak następnie prowadzi obok Czarnego Stawu Kieżmarskiego, aż w końcu po 30 minutach docieramy pod Lendacki Żleb. 

Czarny Staw Kieżmarski i Jatki
Widoki ze szlaku - od lewej Czarny Szczyt, Jastrzębia Turnia i Kozia Turnia
Schronisko u stóp Jastrzębiej Turni
Lendacki Żleb
Stoję obecnie u stóp kominka, a zarazem najtrudniejszego miejsca na szlaku. Zakładam rękawiczki, co by nie chwytać gołą ręką zimnego łańcucha i przeczekuję mały zator. Na początek czeka mnie podejście tuż przy skale i choć ubezpieczone, to wcale nietrudne. Następnie wchodzę na grzędę - odcinek nie jest eksponowany, ale asekuracyjnie trzymam łańcuch, ponieważ śliska skała bywa zdradliwa. Na koniec zostaje krótki trawers, również na wszelki wypadek ubezpieczony, a dalej już tylko ścieżka i zakosy. Mówiłam, że łatwo 😉

Na grzędzie
Ostatni trawers
Całość żlebu widziana z góry
Wspomniane zakosy prowadzą wśród kosówki, a na szlaku ni stąd ni zowąd pojawiają się ludzie. Ścieżka jest widokowa i nieustannie można podziwiać otoczenie Zielonego Stawu Kieżmarskiego, co jest ucztą dla oczu. Niestety pogoda z minuty na minutę się pogarsza. Błękitne dotąd niebo zasnuły czarne chmury, a w pewnym momencie zaczyna kropić. Deszcz mi niestraszny, ale nieco obawiam się burzy. Niebawem opuszczam piętro kosówki i wysokość zdobywam w skalnym terenie. Podłoże na tym odcinku jest niesamowicie kruche i sypkie, tak iż muszę przy każdym kroku uważać, by nie zrzucić kamieni na turystów poniżej. 

Zielona Dolina Kieżmarska
Zbliżenie na stawy i schronisko
Mały Kieżmarski spogląda z góry
Nadciąga zło…
Po upływie 60 minut pozostaje nam do pokonania ostatnia prostka kamiennym duktem. Niebawem znajdujemy się na Rakuskim Przechodzie, gdzie w zasadzie szlak czerwony kończy swój bieg. Odbijamy jednak w lewo i idziemy zgodnie za symbolem czerwonego trójkąta, który prowadzi wprost na szczyt - Rakuską Czubę. Do pokonania jest bagatela 15 metrów przewyższenia i niebawem znajduję się na wierzchołku. Niestety krajobraz pochłonięty jest przez chmury i o ile jeszcze na stronę wschodnią coś widać, to zachodnia jest totalnie zasłonięta. Nie bacząc na widoki, siadam na szczycie i odpoczywam. Na burzę na szczęście się nie zanosi. 

Ostatnie metry pod przełęczą z widokiem na szczyt
Rakuski Przechód i Mały Kieżmarski w chmurach
Tam jest szczyt
Veľká Svišťovka
Widok ze szczytu na przełęcz
Pamiątkowe
Rakuski Przechód i Tatrzańska Magistrala
Rakuska Czuba nie powaliła mnie na kolana, ot taki tatrzański kurdupel w towarzystwie kolosów 😉 Widok na Dolinę Kieżmarską właściwie miałam cały czas po drodze, a resztę przestrzeni skutecznie pochłonęły chmury. Jednak ludzie mówią, że przy dobrej pogodzie jest tam całkiem ładnie i po to ładnie odsyłam do Magdy zwanej Wieczną Tułaczką (o tutaj).
Po powrocie na przełęcz, kontynuujemy wędrówkę Tatrzańską Magistralą, więc obieramy kierunek Doliny Łomnickiej, zmierzając do Skalnatej Chaty. Droga przebiega mgliście i dżdżyście, więc nie ma co się zbytnio rozwodzić nad tym odcinkiem. Całość szlaku jest wygodnym, kamiennym duktem, podejście jest zdecydowanie prostsze aniżeli od strony Chaty pri Zelenom Plese, jedyne co mnie wkurza to mokre od deszczu kamienie, na których raz po raz się ślizgam.


W kierunku Doliny Łomnickiej
Widać już koniec – i chmur, i wędrówki
Po upływie 1h 10minut docieram nad Łomnicki Staw, gdzie również czekają mnie ograniczone widoki, a Łomnica i Kieżmarski toną w chmurach. Patrzę chwilę na magiczny, czerwony wagonik wyłaniający się z mgły, po czym prędko zmykam do Skalnatej Chaty na ciepły posiłek. Przy okazji konsumpcji czytam o najsłynniejszym słowackim nosiczu (tragarzu), który jednorazowo potrafił wynieść 207kg na plecach, a rekord ten padł w drodze do Chaty Zamkowskiego. Laco Kulanga w całym swoim życiu przenosił w Tatrach aż 1000 ton ładunku 😮 Szacun!

Trochę strasznie…
…trochę klimatycznie
Skalnata Chata skryta pod skałą
Nosicz Laco Kulanga
Po posiłku zostaje przykry obowiązek zejścia do Tatrzańskiej Łomnicy. Przed nami 1h 30minut marszu, z czego połowa to wędrówka dość stromo w dół stokiem narciarskim, a potem już sama przyjemność - asfalt. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, iż po kwadransie od opuszczenia schroniska zaczęło kropić, a po kolejnych minutach porządnie lać. W momencie chłód mokrej kurtki przylega do ciała, a krople co chwilę opadają z kaptura na twarz. Idę jak ta trusia i choć potem pada już mniej, to do samochodu docieram zmarznięta i wilgotna. Cóż za zakończenie...
Dzisiejsza wędrówka nie należała do najciekawszych w mojej górskiej karierze, a Rakuska Czuba to taka trochę dwulicowa góra. Z jednej strony piękna Zielona
Dolina Kieżmarska, która zawsze zachwyca, z drugiej strony Dolina Huncowska i głazowisko jakich wiele w Tatrach. Dystans do pokonania przy okazji takiej pętli jest niemały, bo aż 24 kilometry, a łączne przewyższenie to 1300 metrów. Mnie zdecydowanie dzisiaj czegoś zabrakło, poza pogodą, z pewnością elementu zaskoczenia. Było fajnie, ale fajnie to nie jest jednak dostatecznie porywająco 😉


A.N.
05.09.2018



1 komentarz: