Dziki Zachód - Baraniec, Rohacz Płaczliwy i spółka


Słowackie Tatry Zachodnie już niejednokrotnie skradły moje serce. Szlaki są długie i niezbyt dostępne komunikacją publiczną, przez co nie oblegane. To wszystko sprawia, że ciągnie mnie tam jak ćmę do światła.
Tym razem postanowiłam zweryfikować rejon Barańca i Żarskiej Doliny, dlatego udaję się do miejscowości Żar, gdzie na końcu wsi pod lasem znajduje się duży, darmowy parking. Zostawiam tam samochód i obieram szlak żółty, który prowadzi wprost na Baraniec. Tabliczki zapowiadają na szczyt 3h 50minut, a po krótkim odcinku drogą jezdną, skręcam w lewo i kontynuuję wędrówkę wąską ścieżką wśród łąk. Poranek jest mglisty, dzięki czemu otoczenie klimatyczne, a już niebawem wychodzę ponad granicę mgieł.


Żółtym na Baraniec
Łąki pełne mgieł
Będzie pogoda 😃
Po 25 minutach wchodzę w las i odtąd po miękkiej ściółce podążam zgodnie ze szlakiem, który kluczy zakosami między drzewami. Można wszakże ciąć na krechę w górę, ale po co się męczyć, jak zakosami idzie się przyjemniej. Trzeba oczywiście przy tym pilnować szlaku, ponieważ ten w pewnym momencie znika z oczu, a ja znikam w lesie, idąc jakąś przedeptaną ścieżką, która zapewne nie jest właściwą. Na szczęście posilam się mapą i apką w telefonie, i już po kilku minutach jestem ponownie na właściwej drodze. 

Mroczny las
Z czasem opuszczam las i znajduję się w piętrze kosodrzewiny, a wąska ścieżka wyprowadza mnie coraz wyżej. Pomimo że od Żarskiej Doliny na Baraniec mam do pokonania aż 1285 metrów przewyższenia, to póki co kompletnie tego nie odczuwam, a wysokości bez mała przybywa. Wraz z kosówką pojawiają się pierwsze widoki w pakiecie z morzem chmur nad Słowacją, a po niecałej godzinie docieram na Holý Vrch. Wierzchołek Gołego Wierchu położony jest na 1715m n.p.m., a nazwa adekwatna jest do łysej połaci na szczycie, dzięki której można obserwować okolicę. Idealne miejsce na śniadanie. 

Pierwsze widoki
Morze chmur
Cel!
Goły Wierch
Mam za sobą już ponad 800 metrów przewyższenia i zupełnie nie wiem, kiedy to przeleciało. Czuję moc 😃 Na Baraniec pozostało około 450 metrów w pionie, więc po odpoczynku ruszam w dalszą drogę. Na szlaku spotykam dotychczas tylko samotnego biegacza, a poza tym trasę mam na wyłączność. Idę umiarkowanie w górę, stopniowo przybliżając się do celu, a szlak prowadzi grzbietem wśród pachnącej kosodrzewiny. Otoczenie jest przepiękne. Rude połacie traw na grzbietach Tatr Zachodnich prezentują się genialnie – po prawej stronie Mały Baraniec i Klin, na wprost oczywiście Baraniec, a po lewej grzbiet od Przysłopu przez Banówkę i Trzy Kopy. Co prawda po lewej stronie, wciąż na wierzchołkach wiszą chmury, jednak przede mną rozciąga się bezkres błękitu. 

Szlak wśród kosówki
Rude zbocza Barańca
Po lewej wciąż wiszą chmury
Po umiarkowanym podejściu nadchodzi czas na wycisk. Ostatni odcinek na Baraniec jest intensywny, a miejscami sprawia wrażenie, iż maszeruję w miejscu. Na szczęście widoki zmuszają do wyciągania co kawałek aparatu, co jest świetnym pretekstem do zaczerpnięcia tchu. Oczywiście podejście nie jest jakoś wielce katorżnicze, po prostu intensywne. Podążam w górę za żółtymi tyczkami i finalnie po niecałych 3 godzinach staję na szczycie Barańca. Kawał pięknej góry… 

Nie wygląda najgorzej to ostatnie podejście
Jeszcze troszeczkę
Zdobyty!
Przewieje czy nie przewieje…?
Wyłaniają się Otargańce
Szczerbawy, Klin i Mały Baraniec
Ale zestaw! - Rysy, Wysoka, Gerlach i Krywań
Smrek, Rohacz Płaczliwy i Rohacz Ostry
Na Barańcu nieco wieje, więc chowam się na jego wschodnim zboczu i w promieniach słońca pałaszuję śniadanie. Nie wiadomo kiedy, na szczycie robi się całkiem spory ruch i tym samym kończy się samotne wędrowanie pod krainie Tatr Zachodnich. Nie ma się co jednak dziwić – jest słoneczna niedziela. Po odpoczynku ruszam w dalszą drogę, która zakłada pokonanie grzbietu aż do Żarskiej Przełęczy i tam podejmę decyzję, co dalej. Jeśli chmury rozwieją się na dobre, ruszę na Rohacz Płaczliwy, a w przypadku gdy wciąż będą wisieć na jego szczycie, skręcę niepostrzeżenie na przełęczy w lewo i zostawię sobie ten kąsek na lepsze czasy 😉 Zanim jednak nadejdzie czas decyzji, najpierw muszę pokonać 200 metrów w dół i dostać się na Sedlo nad Puste. Odcinek jest dość stromy, a piarżyste podłoże nie należy do ulubionych. Za to widok na Baraniec od tej strony – wyborny!

Za plecami – Baraniec
Przede mną - Smrek i Rohacz Płaczliwy
Oczywiście po utracie 200 metrów przewyższenia muszę odrobić stówkę. Ot Ci los wędrowca grzbietowego 😉 Przede mną do zdobycia staje Smrek, również dwutysięcznik, ale nie spodziewałam się, że na niego prowadzi taka przyjemna graniówka. Grzbiet bowiem nie jest zwyczajną ścieżką, typową dla Tatr Zachodnich, jest usiany skalnymi wychodniami i nawet pozbywam się kijów, bo na tym odcinku przydadzą się również ręce. Jest ciekawie, widokowo, element zaskoczenia zadziałał. Nieco dziki ten tatrzański zachód 😃

Granióweczka na Smrek
Pełny kadr z potężnym Barańcem
Po 30 minutach staję na szczycie Smreka, a chmury wiszące na Rohaczu na dobre ustępują i oto jawi się przede mną świetlana przyszłość. Maszeruję wciąż żółtym szlakiem, a z każdej strony wyłania się coś ciekawego. Panoramy są niebanalne, dotąd mi nieznane, i choć doskonale rozpoznaję okoliczne szczyty i grzbiety, to nie mogę się napatrzeć na tę rudą krainę, w której czas najzwyczajniej zwalnia. Kiedy dzisiejszego poranka, spoglądałam na parkingu na tabliczkę „Rohacz Płaczliwy – 5h 50minut”, nie miałam ochoty nawet myśleć jak to daleko. Teraz już wiem, że poświęcenie 6 godzin z życia dla takich widoków jest bezcenne 💛

Rohacz Płaczliwy, Ostry i Żarska Przełęcz
Otargańce
Rohacz Ostry, a za nim Wołowiec
Pachola, Banówka, Hruba Kopa, Trzy Kopy
Wędrowcy
Jarząbczy Wierch i Łopata
Cel namierzony
Po 35 minutach tej jakże przyjemnej wędrówki docieram na Żarską Przełęcz, gdzie decyzja może być tylko jedna – chmura uciekła, uderzam na Płaczliwe! Cieszę się bardzo z tego faktu, ponieważ na pewno czułabym niedosyt, gdyby trzeba było już wracać. A tak, jeszcze jeden szczyt do zdobycia 😃 Na siodle nie zabawiam zbyt długo, bo choć przysłowie mówi „co się odwlecze, to nie uciecze”, to jednak najzwyczajniej tam wieje. A jak wieje, to hop w górę. 

Żarska Przełęcz i Rohacz Płaczliwy
Stamtąd przyszłam
Do pokonania mam około 750 metrów dystansu i 200 przewyższenia, co oznacza jedno – będzie ostro w górę. Odcinek jest jednak tak krótki, że idąc miarowym tempem, nawet człowiek nie zauważa, kiedy znajduje się na szczycie. Podchodzi się wszakże piargami, ale one bardziej upierdliwe są przy schodzeniu, w odwrotnym kierunku trudności nie odnotowałam. I tak po 20 minutach znajduję się na wysokości 2126m n.p.m., zdobywając tym samym Rohacza Płaczliwego. O szczycie mogę powiedzieć tylko tyle, że jest ZAJEBISTY! A dokładniej rzecz biorąc, widoki są zajebiste. W którą stronę bym się nie obróciła, w którą bym nie popatrzyła, wszędzie jest jakiś wierzchołek, grzbiet lub dolina godne uwagi. Niczym rewolwerowiec na dzikim zachodzie celuję w kolejne szczyty, bez wahania je nazywając i podziwiając jeden po drugim. Pogoda wyśmienita, więc znajduję kawałek kamienia i siadam. Nigdzie się stąd nie ruszam! 

Zachód – Smutne Sedlo, Trzy Kopy i Hruba Kopa
Wschód - Rohacz Ostry i Wołowiec
Północ - Rohackie Stawy
Południe - Baraniec i Smrek
Happy 😊
Kiedy już zaspokajam potrzeby fizyczne i metafizyczne, spoglądam w dół zachodniego zbocza Rohacza i rozpoczynam zejście. Opcje są dwie – podążać stricte granią, lub nieco poniżej trawersem, a oba warianty są znakowane na czerwono. Wybieram bramkę numer dwa, czyli zejście nie granią, bo najzwyczajniej mi się nie chce. Po co mam się męczyć i udowadniać sobie, że przeszłam trudniejszy odcinek? Parcia na takie duperele nie mam 😉 Trawers jednak wcale nie jest taki do przejścia z palcem w nosie, ponieważ kilka razy trzeba się wspomóc rękami, no ale nic nadzwyczajnego. Ekspozycji brak, a nawet jeśli to wrażenia nie robi. Całość do Smutnej Przełęczy zajmuje około 40 minut. 

Pierwszy etap – zejście z Rohacza
Etap drugi – zejście do Smutnej, której jeszcze nie widać
Smutne Sedlo położone jest na wysokości 1962m n.p.m. i oddziela Rohacze od Trzech Kop i Hrubej Kopy. Miejsca na przełęczy jest nie za mało, nie za dużo, ale zatrzymuję się tam dosłownie na chwilę, by dać wytchnienie nogom. Chociaż dzisiaj w zasadzie moje mają się świetnie, a to dlatego iż testuję w Tatrach nowe Salomony Speed Cross 4. Miałam do nich bardzo duży dystans, zwłaszcza w przypadku kontaktu ze skałą, ale radzą sobie świetnie i dziś nie wpadłam w ani jeden poślizg, co w przypadku podeszwy Vibram niejednokrotnie miało miejsce. Do tego lekkość i stabilizacja zapewniają mi niebywały komfort. Wracamy na Smutną Przełęcz, która oferuje poza szlakami graniowymi dwie ścieżki w doliny – Dolinę Smutną i dalej do Tatiakowej Chaty lub do Żarskiej Doliny i tamtejszego schroniska. Oczywiście wybieram szlak niebieski i zejście na południe, dokładnie tam gdzie stoi samochód.

Smutne Sedlo z Wołowcem i Ostrym w tle
Stamtąd przyszłam - Rohacze
Ścieżka i Baraniec
Do schroniska czeka mnie 1h 30minut marszu, a szlak na początku biegnie grzbietem Pośredniego Gronia. Wąska ścieżka powoli traci wysokość i muszę przyznać, że trochę powiewa ekspozycją. Aczkolwiek nie ma co się zbytnio spinać, bo wokół są zbocza porośnięte trawą, więc co najwyżej można się sturlikać, a nie rozbić łeb o kamień 😉 Jest oczywiście wciąż widokowo, ale to dzisiaj akurat żadna nowość.

Za plecami Smutne Sedlo
Graniówka Trzy Kopy – Hruba Kopa
Grzbiet Pośredniego Gronia i w dole malutki cel – Żarska Chata
Po około kwadransie ścieżka przechodzi na wschodnie zbocze Gronia i odtąd już znacznie tracę wysokość. Szlak prowadzi kamiennym duktem najpierw wśród skał i traw, a potem stopniowo wchodzi w piętro kosówki. Idąc dnem Doliny Żarskiej obserwuję wszystkie dzisiejsze zdobycze, a potężny Baraniec wyróżnia się z pośród nich najbardziej. Gęba mi się sama uśmiecha na wspomnienie tej trasy naszpikowanej różnorodnością, a jeszcze bardziej na myśl o obiedzie czekającym w schronisku 😋

Smrek widoczny z dna doliny
Tatrzański dziki zachód
Tuż pod schroniskiem taki widok
Tam dają jeść 😃
Po wchłonięciu „wyprażanego syra z hranolkami i tatarską omaczką” mogę ruszać dalej. Do pokonania pozostaje 5 kilometrów asfaltem, który biegnie wśród lasów Doliny Żarskiej. Kilometry mijają ni szybko, ni wolno i tak po 60 minutach znajduję się ponownie na parkingu, łącznie po upływie ponad 10-ciu godzin.

Z tyłu Żarska Chata i jej otoczenie
Przyjemny asfalt
Dzisiejsza pętla jest zdecydowanie jedną z najciekawszych tras w Tatrach Zachodnich, naszpikowanych atrakcjami do granic możliwości. Przede wszystkim nie jest nudno ani monotonnie. Szlak prowadzi lasem, grzbietem, kosówką, granią i doliną. Jak na zachodnie grzbiety jest również nieco dziko, co oznacza nic innego, jak zadziorne odcinki pośród spokojnych kop. Na trasie zdobywamy 3 potężne szczyty i 3 oddzielające je przełęcze, a wszystko to wśród świetnych tatrzańskich panoram. Polecam to zestawienie wszystkim żądnym wielorakich wrażeń, bo wszakże dziki zachód skusi każdego kowboja 😉


A.N.
09.09.2018
 


2 komentarze:

  1. Fajna wycieczka. Ja byłem tam tak dawno, że zapomniałem, że na Barańcu jest taki słup szczytowy ;) Przypomniałem sobie dzięki Tobie.

    OdpowiedzUsuń